Barbarzyńca w ogrodzie
Przez wiele lat traktowałam ogrody niczym swoisty magazyn, z którego pobierałam materiały do moich rentgenowskich i studyjnych zdjęć. Można więc powiedzieć, że zbyt często koncentrowałam spojrzenie na szczegółach, zupełnie zapominając o całości. Fotografie botaniczne skłaniały mnie do takiego skanowania otoczenia, by nie umknął mi żaden interesujący mnie obiekt.
Pewnego jesiennego dnia w 2014 roku, korzystając z zaproszenia dwóch bratnich dusz, odwiedziłam niezwykły ogród traw -
Arboretum w Trojanowie i spotkanie z tym miejscem pozwoliło mi odzyskać dawno zapomniany sposób patrzenia. Kołyszące się łany przeróżnych traw, światło mieniące się w kroplach rosy i feeria jesiennych barw sprawiły, że stopniowo przestałam dostrzegać detale i wszystko wokół mnie zlało się w jeden migotliwy, impresjonistyczny obraz. Wtedy też na krótki moment powróciłam myślą do ukochanego miejsca z mojego dzieciństwa - ogrodu dziadków w Cieplicach. Znów byłam przebraną za Indianina, rozbrykaną dziewczynką, nurkującą z łukiem w byliny i wielkie krzewy róż. Dziadek lubił malować i najchętniej robił to właśnie w tym ogrodzie. Kiedyś uchwycił i zapamiętał dla mnie ten bajkowy fragment ogrodu, jedno z najmilszych mi wspomnień. Mogę więc powtórzyć za Fernando Caruncho: "Nasz dom jest w naszym dzieciństwie. Mój zaś jest w ogrodzie".
Z podziękowaniem dla dziadków, Magdy Wasiczek, a przede wszystkim
Marzeny i Jacka Bąkowskich. Arboretum w Trojanowie
www.barwyogrodow.pl
For many years I have treated gardens like a storage suppling me with material for my x-rays and studio photos. So we can say that perhaps too often I was concentrating on details, completely forgetting about the whole. Botanical photographs directed me to such scanning of the environment so that none interesting object would escape me.
One day last autumn, in 2014 thanks to an invitation of two soul mates, I visited an unusual grass garden -
Arboretum in Trojanów. Being there allowed me to recover long-forgotten way of looking at a garden. Fields of a variety of swaying grass, light shimmering in drops of morning dew and the blaze of autumn colours made me gradually cease to see the details and everything around me merged into one flickering, impressionistic painting. And then for a brief moment my thoughts went all the way back to a beloved place of my childhood, my grandparents’ garden in Teplice. Yet again, I was dressed as an Indian, frisky girl, plunging in robust perennials and large shrubs of roses with a bow. Grandpa loved to paint, and mostly he did so in this garden and once he captured and remembered for me a fabulous piece of the garden, one of my nicest memories. So I can repeat after Fernando Caruncho: "Our house is in our childhood. Mine is in the garden."
With thanks to my grandparents, Magda Wasiczek, and
Marzena and Jacek Bąkowscy. Arboretum in Trojanów:
www.barwyogrodow.pl