W zielonej tonacji
Gdyby wziąć pod uwagę fakt, że pierwszy ogród botaniczny został założony w IV w. p.n.e. przez Arystotelesa, a najstarszy do dziś działający ogród w Padwie liczy sobie niemal 500 lat, to Ogród Botaniczny w Lublinie wydawać się może szczeniaczkiem z jego ledwie 50-letnią historią. Jednak zapiski na temat majątku Sławinek, na którego terenie powstał ogród, sięgają XVIII wieku i dodać trzeba, że jego właścicielami byli między innymi Jan Nepomucen Kościuszko, stryj Tadeusza i Stanisław Mędrkiewicz, wnuk Wagnera, więc znanych postaci i bogatej historii nie brakuje.
Dziś ogród liczy sobie ponad 21 hektarów i na swym terenie ma 1600 gatunków drzew i krzewów, ponad 3300 roślin zielnych, rosnących w gruncie oraz ok. 1600 gatunków roślin szklarniowych. Jako 100ga muszę też wspomnieć że jest tu ponad sto 100-letnich drzew :-)
Tyle fakty, a jak wrażenia?
Ogrody botaniczne muszą łączyć różne funkcje, przede wszystkim naukowo-badawczą, edukacyjną i ochronę zagrożonych gatunków i bywa czasem, że wrażenia estetyczne muszą zejść na nieco dalszy plan. Natomiast ogród w Lublinie spełnia te zadania z wielkim wdziękiem. Poszczególne działy ogrodu łączą się ze sobą tak naturalnie, że można odnieść wrażenie, że stworzyła je sama natura. Niewątpliwie znaczenie ma tu ukształtowanie terenu - w dole rzeka Czechówka i stawy, a powyżej wzniesienia przecinane cienistymi wąwozami. Trasa od stawów do alpinarium i dalej do arboretum, wygląda jak ścieżka w moich ulubionych Alpach Julijskich, a chatka "U Baby Jagi", położona na tarasie na wysokiej skarpie, jest niczym upragnione miejsce biwakowe w górach. Wszystko przenika się naturalnie i harmonijnie i aż trudno uwierzyć, że ponad 300 metrowy, szemrzący wesoło strumień, łączący alpinarium ze stawem, powstał zaledwie kilkanaście lat temu. Rośliny nie rosną tu pod linijkę, lecz tworzą bardzo naturalnie wyglądające plamy kolorystyczne. Idealna geometria jest w dziale roślin użytkowych, ale i tu całość jest tak zakomponowana, że wciąż oglądam się za siebie sprawdzając czy przypadkiem nie natknę się na śliczną Zosię z Pana Tadeusza. Słowem jest to ogród idealny dla fotografa, ale, no właśnie, zawsze musi być jakieś ale... Tym razem jest to temperatura. 35 stopni w słońcu i wcale nie mniej w cieniu sprawia, że obie z Magdą mamy dosłownie mroczki w oczach. Czujemy się jak w saunie i nawet wieczorem i o świcie wcale nie jest lepiej. No cóż, mamy lato, więc trzeba z godnością znosić jego nawet najbardziej męczące uroki :-) W każdym razie ja koncentruję obiektyw na zielonym. Być może w ten sposób próbuję nieco się ochłodzić :-)
Więcej można znaleźć na stronie Ogrodu.